Zmarł Zbigniew Wodecki
Napisane: poniedziałek, 22 maja 2017, 21:24
Okropny czas.Jeden po drugim odchodzą Wielcy Artyści
Wiele lat temu,w latach osiemdziesiątych,spotkałam Wodeckiego na trasie. Późnym jesiennym wieczorem niedzielnym wracałam do domu maluchem (dla młodych: Fiat 126P). Pierwszy i ostatni raz (na szczęście!) zdarzyła mi się niesamowita historia: przed wyjazdem z miejsca pobytu złapałam kapcia,a po przejechaniu około 60 km - drugiego. Stanęłam bezradnie na pustawej szosie - przecież nikt nie wozi dwóch opon zapasowych. Usiłowałam bezskutecznie zatrzymać jakiś samochód. Po kilkunastu minutach minutach zatrzymała się limuzyna,w której jechał Wodecki w towarzystwie rozśpiewanych dziewczyn. Zaproponował miejsce w samochodzie,ale przecież nie mogłam zostawić swojego na szosie. Pomógł mi zatrzymać jakiegoś malucha z warszawską rejestracją i namówić kierowcę na pożyczenie koła zapasowego,które oczywiście później,w Warszawie oddałam.Takie jest moje wspomnienie o Wodeckim
Wiele lat temu,w latach osiemdziesiątych,spotkałam Wodeckiego na trasie. Późnym jesiennym wieczorem niedzielnym wracałam do domu maluchem (dla młodych: Fiat 126P). Pierwszy i ostatni raz (na szczęście!) zdarzyła mi się niesamowita historia: przed wyjazdem z miejsca pobytu złapałam kapcia,a po przejechaniu około 60 km - drugiego. Stanęłam bezradnie na pustawej szosie - przecież nikt nie wozi dwóch opon zapasowych. Usiłowałam bezskutecznie zatrzymać jakiś samochód. Po kilkunastu minutach minutach zatrzymała się limuzyna,w której jechał Wodecki w towarzystwie rozśpiewanych dziewczyn. Zaproponował miejsce w samochodzie,ale przecież nie mogłam zostawić swojego na szosie. Pomógł mi zatrzymać jakiegoś malucha z warszawską rejestracją i namówić kierowcę na pożyczenie koła zapasowego,które oczywiście później,w Warszawie oddałam.Takie jest moje wspomnienie o Wodeckim