przez 78 » środa, 15 sierpnia 2012, 15:00
Ulica mnie wychowała
bo matka czasu nie miała
rzadko obok mnie była
tylko bądź grzeczny mówiła
Ojciec też,akrobata
znikał na większośc lata
potem wracał skruszony
gdy przyszła zima,do żony
Więc rosłem jak ta pokrzywa
takie to życie bywa
W podwórka ciemnych kątach
tak gdzie nikt nie zagląda
za bary z życiem się brałem
i z losem w karty grałem
A los jak to los,uparty
ciągle rozdawał złe karty
Gdu innym wciąż mało i mało
mnie na chleb brakowało
Warszawa na tamtym brzegu
toczy swe życie w biegu
tu czas płynie powoli
tu życie bardziej boli
W tej zapomnianej dzielnicy
na szarej,smutnej ulicy
sens życia gdzieś zagubiłem
na ciemną stronę wkroczyłem
Zadrwiłem wtedy z losu
na życie znalazłem sposób
ja talię w ręku trzymałem
a karty znaczone miałem
Szkół żadnych nie kończyłem
szacunek pięścią zdobyłem
już w przepaśc zaglądałem
swe życie za nic miałem
Kumple znikac zaczęli
jakby ich diabli wzięli
jeden poszedł do piachu
reszta gniła za kratą
Lecz wtedy spotkałem anioła
słyszałem jak do mnie woła
więc rękę swą wyciągnąłem
prawdy nareszcie dotknąłem
Życie koloru nabrało
i słońce się do mnie śmiało
i śmieje się tak co roku
z aniołem u mego boku