Wczoraj rano wybrałam się do sklepu . Nic w tym nadzwyczajnego ale ...... Idąc zobaczyłam go leżącego w trawie, skulonego z przerażenia.
Nie mogłam przejść obojętnie , kupiłam kawałek wędliny i w drodze powrotnej zgarnęłam tę bidę. Zamknęłam w kojcu, nakarmiłam, napoiłam i zaczęłam wydzwaniać po różnych instytucjach szukając kogoś kto przejmie ode mnie tego staruszka. Wieczorem przekazałam go do schroniska Budy Grzybki . I czuję się podle .... Pies jest staruszkiem, w okolicy ogona jest umiejscowiony duży guz. Wiem,że w schronisku szanse tego psiaka są prawie żadne .
Jestem wściekła na właścicieli,którzy pozbyli się staruszka jak zużytego mebla. Jestem wściekła na własną bezsilność ..... Nawet na fakt,że akurat przyszło mi do głowy,że muszę iść do sklepu.
Gdyby to był jakiś zwariowany pies, może nie miałabym moralnego kaca, ale nie ... Psina przesympatyczna, bardzo proludzka .
Teraz próbuję znaleźć mu dom , nie wiem czy to jest realne ....