Obsztorcowałem wczoraj szwagra Piekutoszczaka na perłowo ze szlaczkiem,bo mnie niemożebnie zgniewał braniem pod krytykie naszych olimpijczyków.
- Po co żeśmy ich posłali - mówi - aż do Melburne? Takie wyniki to można także samo otrzymac na stadionie "Wolnośc" w Kałuszynie.A w ogóle litośc trzeba miec nad takiem schorowanem sierocińcem sportowem,do Ciechocinka go pchnąc,a nie do Australii.
- Przymknij sie,moczymordo - mówie mu na to - Sam jesteś chory.
Na moje oko musisz miec najmarniej czterdzieści pięc i dwie kreski,jeżeli się w ten deseń o naszych zawodnikach wyrażasz.
Faktycznie,klops nieduży wyszedł,ale to dlatego,że waronki przyrodnicze nieodpowiedzialne dla naszego rodaka tam byli.Nasi lekkoatleci dobrzy są na błoto,a tam piach i na dobitek gorąco
jak wielkie nieszczęście.Ale ostatecznie,czego się czepiasz ludzi - zahaczyliśmy złote kółko,pare srebrnych i troszkie miedzianego bilonu.
Niejaka Duńska podobnież skoczyła w siną dal tak,że,daj Boże niejednemu kangurowi.
A Pawłoszczak to co,źle zaprawiał pałaszem wszystkim po kolei?Że bokserzy wysiedli jak jeden,to faktycznie przykre,ale to sie podobnież stało przez samopoczucie grzeczności,chcieli pokazac taneczny salonowy boks,i otrzymali manto.Tam trzeba było iśc "na chama",nie czekac,tylko od razu zaprawiac przeciwnika dyszlem w kinol,żeby sie nie podniósł nawet do dwudziestu.
Ale od października mamy już inną taktykie.
W Melburne staranne wychowanie nasz zgubiło.Mówi sie trudno.Ale po mojemu nasi bokserzy powinni otrzymac honorowe dyplomy szkoły tańca i sawoir wiweru Braci Sobiszewskich.Jeżeli o mnie się rozchodzi,to nie mam pretensji.
Jedno tylko było dla mnie przykre,że nie braliśmy udziału w zapaleniu tak zwanego
olimpijskiego znicza.
O czasów staroświeckich ta dyszczyplina sportowa polegała na tem,że zawodnik z zapaloną drewnianą łatą czy inszem polanem zapychał gdzieś zza rogatek na stadion,a insi starali sie po drodze mu to odebrac.Zaczajali sie na niego,gdzie sie dało.Wyskakiwał ni z tego,ni z owego
taki konkurent z sieni,w morde go i usiłował mu ją odebrac.
Ten ma sie rozumiec sie nie dawał,kopał nogami na prawo i lewo i w ogólności walczył,
ale przytomnie,żeby mu polano nie zgasło,bo w przeciwnym razie odpadał w przedbiegach,
czyli wont do domu.W takich waronkach rzecz jasna,że rzadko kiedy dało sie jednemu zawodnikowi donieśc ogień z miejsca do miejsca,zwłaszcza że jeszcze przed samem wejściem na stadion czuwali kibice z konkurencyjnego klubu i dmuchali na pochodnie.Ale jak sie który przedostał,wpadł na boisko i podpalił sztos,czyli znicz olimpijski,za mistrza sie zostawał
i w nagrode otrzymywał chałe i butelkie rodzynkowego wina.
Obecnie na te pamiątkie przed każdą Olimpiadą zasuwają przez cały prawie świat zawodnicy z pochodnią w celu podpalenia znicza,któren pali się przez czas uroczystości.
Jeżeli nawet takiemu zawodnikowi po drodze pochodnia zgaśnie,wchodzi do bramy i apiac ją zapala.Polakom sie tego nie powierza przez wzgląd na nasze zapałki.Ale w zdmuchnięciu tego znicza wzięliśmy udział i możem sie pocieszac,że chociaż troszkie przymało medali wygraliśmy,
jest dużo narodowości,które w ogóle dostali ....chałe.